20-11-2010

 



Poranna ulewa która przeszła nad łowiskiem na pewno odstarszyła wielu kolegów, ale ci którzy stawili sie na zbiórce zostali sowicie nagrodzeni. Pierwszy miot "pod Tuchlą" jak zwykle był długi. Duża wataha zgłoszona przez psy zbliżyła się pod linię myśliwych i była widziana w kilku miejscach. Ostatecznie przeszła bezowocnie ostrzelana obok stawku przeciwpożarowego. Drugi miot to miot "za kancelarią", gdzie dziki leżały na samym końcu przy linii myśliwych. Kolega Darek Dimter i jego młody towarzysz polowania wykazali się dużym spokojem i cierpliwością bo dziki wyszły z miotu razem z naganiaczami. Szybki strzał do tyłu i pierwszy dzik na rozkładzie. W trzecim miocie, "na Wiszczurach" kolejna wataha, przechodząc między naganiaczami drącymi się wniebogłosy, wybrała kolegę Jacka Czemerdę. Spotkania nie przeżył duży odyniec, którego wyraźnie czuć było zbliżającą się huczką. Przerwa na smaczny posiłek i polowanie przeniosło się na "Wilczy miot". Myśliwi na flance widzieli dużą watahę wychodzącą do tyłu, a zagubiony pojedynek strzelony został w miejscu, gdzie zwykle dziki są strzelane. Ostatni miot - nietypowy - młodniki pod wikliną. Bardzo ciężkie warunki dla nagonki wynagrodziły emocje z dzikami, które w kilku miejscach podchodziły pod linię myśliwych. Kolega Jacek Cymbalista na odstąpionym stanowisku strzelił kolejnego w tym dniu dzika. Cztery dziki na pokocie zostały ułożone już w ciemnościach wieczoru.